19 grudnia 2013

"Dom pełen smaku" Basi Ritz


Basia Ritz to osoba, która wygrała pierwszą polską edycję MasterChef'a.
Przyznaję bez bólu, że nie śledziłam tego programu, chociaż swojego czasu oglądałam odcinki MasterChef'a australijskiego, przeglądałam również książkę Julie Goodwin, zwyciężczyni tamtej edycji.
Nie miałam więc okazji zaangażować się emocjonalnie w osobę Basi i jej historię w programie, ale może pozwoli mi to w zdystansowany sposób podejść do jej pierwszej książki.




Ma ona ciekawą konstrukcję - różni się od zwykłej pozycji kulinarnej tym, że jest chronologiczną opowieścią, o czym zresztą w zasadzie uprzedza podtytuł: "Autobiografia kulinarna".

Przepisy podzielone są zatem na autorki rozdziały życiowe: "Smak dzieciństwa", "Na obcej ziemi", "Podróże kształcą" i "MasterChef od kuchni i wariacje na temat".
Basia ma zacięcie literackie i z przyjemnością płynie się przez przedmowy do kolejnych rozdziałów, a uporządkowana historia jest wciągająca, mimo, że autorka jest dla mnie w zasadzie nieznaną postacią. „Powieściowy” podział treści, odpowiednie przedmowy tonują napięcie i sprawiają, że jestem ciekawa, jakie przepisy kryją się za wstępem, który właśnie przeczytałam.
Niektóre przepisy mają prolog, czasem z anegdotą, o miękkim, wyczuwalnym klimacie przewijającym się przez całą książkę, sprawiającym, że nie ma ona charakteru leksykonu.

Wypatrzyłam już i oznaczyłam co najmniej kilka potraw do wypróbowania; to: zupa kalafiorowa z lanymi kluseczkami, sernik Pani Tereski, strudel jabłkowy z orzechami, koniecznie tort szwarcwaldzki; wreszcie - zdecyduję się może na faszerowaną kaczkę, gwiazdę z okładki ;) Lubię domową kuchnię polską, lubię też kuchnię niemiecką, mam więc na swoich faworytów spory apetyt, a o próbach dam znać na blogu.






Zdjęcia potraw wykonała sama autorka. Fotografie nie ustępują tym profesjonalnym; kojarzą mi się bardziej z obrazami z wydawnictw Nigelli (Lis Parsons) niż z tymi z książek Jamiego Olivera i Rachel Allen (David Loftus) czy Lucindy Scali Quinn (Mikkel Vang). Co do sprzętu - wykonane są taki sposób, że obiekty wydają się bardzo bliskie i bardzo duże.

Jeżeli chodzi o fizyczną stronę wydawnictwa – format jest typowym dla anglosaskich książek kulinarnych (pomiędzy A5 a A4), książka ma twardą oprawę i zaopatrzona jest w tasiemkę. Strony są grube, skład bez szaleństw, jednym fontem, ale jest czysty, elegancki a przede wszystkim – staranny. Nie wypatrzyłam do tej pory żadnej literówki. Jedyna rzecz, z którą trudno mi się pogodzić to kolaże ilustrujące każdy rozdział. Drobiazg – ale dla mnie bardzo cenny – „Dom pełen smaku” wyposażony jest w „przepisowy” indeks.






Styl Basi różni się nieco od tonu choćby Nigelli Lawson - zdystansowanej, bardzo nonszalanckiej, ciętej i momentami rubasznej. Cała opowieść jest ciepła, serdeczna, i - jeżeli momentami bardziej zasadniczym Czytelnikom może wydać się zbyt ckliwa - na jej obronę dodam, że wydaje się także szczera i autentyczna.
Dość, że sama wezmę sobie z ukorzeniem do serca refleksję o gotowaniu z dziećmi, na przyszłość w ciągłym pośpiechu: "(...) cierpliwości, która znosi niezdarność dziecka siejącego mąkę wszędzie wkoło, tylko nie do makutry. (...) Gdybym w dzieciństwie nie została wpuszczona do kuchni, gdzie (...) mogłam skrobać swojego ogórka, nie wiem, czy gotowałabym dziś z takim entuzjazmem, z tak szaloną pasją".
Za co z tego miejsca dziękuję mojej Mamie :*


2 komentarze:

  1. Opisałaś dyskretnie i nienachalnie. Obudziłaś ciekawość. Jak tylko minie to
    Świąteczno-Noworoczne zamieszanie i zostanę z jakąś kasą, pewnie kupię
    Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. podobają mi się te zdjęcia, w fajnym stylu robione aczkolwiek MasterChiefa też nie oglądałam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze!