Znowu wspólny mianownik różnych kuchni: mięso w potrawce. Dzisiaj egzotycznie, rodem z Maroka*. Bardzo mi odpowiada ta kompozycja aromatów; uwielbiam oliwki i kapary, od jakiegoś momentu w moim życiu doceniam też owoce w należycie przyprawionym mięsnym towarzystwie. Danie doskonale się odgrzewa, można je zatem przyrządzić wcześniej; we właściwym czasie przygotować kuskus i zaserwować wykwintną kolację..!
Składniki (na 3-4 osoby):
0,5 kg szynki lub łopatki wieprzowej
¼ łyżeczki mielonego kminu rzymskiego
¼ łyżeczki czerwonej papryki
¼ łyżeczki mielonej kolendry
¼ łyżeczki kurkumy
szczypta cynamonu
100 g cebuli (średnia sztuka)
1 ząbek czosnku (przeciśnięty przez praskę bądź roztarty nożem)
1 szklanka bulionu
50 ml wytrawnej lub półwytrawnej marsali (sherry będzie tu też bardzo na miejscu)
30 g rodzynek
1 łyżka kaparów
40 g zielonych oliwek
40 g czarnych oliwek
sól, pieprz
odrobina tłuszczu
Mięso pokroić na „wygodne”, jednorazowe kąski. Dokładnie połączyć z mieszanką kminu, papryki, kolendry, kurkumy i cynamonu. Odstawić na czas przygotowywania innych składników.
Cebulę pokroić w grubą kostkę lub na ćwierćplasterki.
W rondlu (w którym zmieści się potem całość) zrumienić mięso. W trakcie podsmażania dodać cebulę.
Gdy mięso i cebula będą już rumiane, dodać czosnek, wymieszać i wlać bulion.
Dodać wino, rodzynki, kapary, oliwki; zagotować.
Przyprawić (do smaku!) solą i pieprzem, przykryć, zmniejszyć ogień i dusić (uzupełniając w razie potrzeby sos wodą) przez minimum godzinę.
* gdybym robiła tażin gdzieś bezbronna w Maroku, nie pojawiłaby się w nim wieprzowina - a to ze względów religijnych. Tam najczęściej robi się go z mięsem jagnięcym lub kurczakiem; ortodoksyjnie nie trzeba też składników rumienić. Jednak polecam jedno i drugie ;) Te części wieprzowiny są wspaniałe w potrawach duszonych.
Bardzo dobre! Ja tylko - ponieważ nie przepadam za śladem nawet słodyczy w daniach mięsnych - zrezygnowałam z rodzynek, a marsalę (czy sherry) zamieniłam na najbardziej wytrawne, jakie miałam pod ręką.
OdpowiedzUsuńWgląda ciekawie. Mam nawet pomysł na nazwę - Czekając na wiosnę.
OdpowiedzUsuńAnonimowa: bardzo się cieszę, pozdrawiam! Acachette: dziękuję, czekamy na zieleń :)
OdpowiedzUsuńCholera, nie znam kaparów. Oliwki tak, ale tylko z widzenia. Ale to może być dobre, zwłaszcza, że marzy mi się coś szlachetnego. Fajny jest ten dyskretny urok burżuazji...
OdpowiedzUsuńTak się zdarzyło, że miałam okazję zjeść ten smakołyk całkiem niedawno... Poezja smaku.
OdpowiedzUsuń