Zaczynałam od biszkopta rodem z francuskiej sztuki kulinarnej, a przedzieram się przez hamburgery i inne... Tata (ten makaron to jego ukochany fastfood) będzie mi miał pewnie za złe takie zestawienie, ale dla mnie to domowe, uczciwe, prawdziwe jedzenie bez pretensji. W wieku młodzieńczym uparcie odsądzałam to danie od czci i wiary, aż doroślejąc zdałam sobie sprawę, że sprawia mi prawdziwą satysfakcję i przywodzi na myśl... kuchnię włoską w najlepszym wydaniu: makaron w omaście, z prostym dodatkiem i wyraźną przyprawą. Poszanowałam ten przepis dość późno; ważne jednak, że tak się stało i niniejszym moje dziedzictwo przekazuję z dumą dalej.
Składniki (na 2 osoby):
350 g makaronu cienkie wstążki (pasują również świderki)
łyżeczka smalcu
dwie łyżki drobnych skwarków ze słoniny
200 g białego sera
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
Makaron ugotować, odcedzić.
Jeszcze gorący po makaronie garnek ustawić na średnim ogniu, stopić w nim smalec, dodać skwarki, krótko (ok. 30 sekund) podgrzać.
Do garnka dorzucić odcedzony makaron, wymieszać wszystko szybko tak, aby makaron pokrył się tłuszczem, a skwarki rozprowadziły się równomiernie.
Przełożyć na talerze, posypać pokruszonym serem i pieprzem.
He, he, he...
OdpowiedzUsuńTacie tak ładnie nigdy nie wyszło!
I to jest nowy rozdział nowoczesnej, ale prawdziwej kuchni!
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. To jedna z niewielu sensownych potraw w czasach nutek bazylii, szafranów, rozmarynów i innych świństw, które pozwalają gospodyni ukryć brak umiejętności gotowania i wydobywania smaków (kto dziś wie jak zrobić dobry sos beszamelowy???). Kiedyś zmuszono mnie bym w eleganckiej restauracji we Francji zamówił wołowinę w sosie rozmarynowym. Okazało się, że obok mięsa położono mi gałęzie, jakby sosnowe. Po obiedzie cierpiałem na niestrawność, dopiero taki makaron przywrócił mnie do życia.
OdpowiedzUsuńNa tym blogu brakuje mi jeszcze zalewajki. Nie żurka, ale klasycznej, środkowopolskiej zalewajki. Tata blogini, pzdr.
A co tam Pan wie o gotowaniu, proszę Pana.
OdpowiedzUsuńsmaczne dziedzictwo :)
OdpowiedzUsuńChrońmy to dziedzictwo zamiast ulegać modom kulinarnym! Teraz np modna jest kuchnia fusion, to znaczy niby wzbogacanie kuchni jednego regionu elementami innej kuchni regionalnej. To dopiero pole do popisu dla „artystów” gastronomicznych. Oto przykład:
OdpowiedzUsuńNa eleganckim wycieczkowcu starałem się zamówić w miarę bezpieczne danie unikając pomysłów szalonego kucharza barwnie opisanych w jadłospisie. Wybrałem smażoną rybę białą (halibuta). Podano mi kawałek ryby, podany na kupce gotowanego pęczaku, oblany sosem mięsnym, bodajże wieprzowym i obłożony pięknie na około plasterkami kiełbasy suchej myśliwskiej. Smacznego. pzdr
PS. Kucharz był z Jamajki.
Uwielbiam makaron z serem. Zawsze dobry na poprawę nastroju :-).
OdpowiedzUsuńChoć - podobnie jak Pan ze strapontena - nie przepadam za rybą w sosie mięsnym, to jednak mój stosunek do eksperymentów w kuchni nie jest aż tak nienawistny. Gdyby nie te eksperymenty, to jedlibyśmy "solone lub wędzone mięso wpierw obgotowane lub wymoczone". Mocne wysuszenie co prawda zmuszało do całkowitego zeskrobania i rozgotowania na papkę, ale "by poprawić smak tych dań dodalibyśmy groch i soczewicę albo kaszę, a w okresach nieurodzaju gotowaną kapustą, bób z kłączami dzikich roślin i rzepą".
OdpowiedzUsuńRadzę spróbować w nowym roku.
Absolutnie uwielbiam to danie! Gosci regularnie na naszym stole, a moj maz ktory jest anglikiem, po prostu za takim makaronem przepada. Kwintesencja prostoty.
OdpowiedzUsuńDla mnie makaron wstazki za kazdym razem! Z innymi nie jest tak dobry.
PS A krew mi wrze gdy widze makaron z serem na slodko. Obrzydlistwo.